Rozdział III: Bakota cz. 1

Pierwszą noc w Kamieńcu Podolskim spędziłem w hostelu. Na recepcji hostelu były cztery fotografie ciekawych miejsc w okolicy Kamieńca. Jedna z fotografii miała podpis “Bakota”, i było napisane, że w Bakocie jest jakiś klasztor.

Tego samego dnia w tymże hostelu poznałem Vitalyego, który powiedział mi, że sam też będzie się wybierał busem do Bakoty, i że jest to około 50 km od Kamieńca. Vitaly namierzył w Bakocie przez Google Mapsa kemping na plaży. Vitali użyczył mi na chwilę swojego smartfona, z którego spisałem sobie koordynaty kempingu z zamiarem odwiedzenia Bakoty w trakcie oczekiwania na Głuchego.

Wczoraj ruszyłem do Bakoty. Po 15 km zatrzymałem się, żeby się napić, po czym zawróciłem rower. Byłem lekko podziębiony i w ogóle wstałem tego dnia jakoś lewą nogą, bo w nocy deszcz zmoczył mi cały namiot. Niezbyt mi się chciało jechać tak daleko wyłącznie po to, by odwiedzić nowe miejsce. Do tego górki były straszne. Trasa była krótka, bo miała jedynie 50 km, ale wznios wynosił prawie 800 metrów. Jeden z podjazdów miał 1.6 km i średnie nachylenie 7%*. I wszystko po to, żeby coś tam pozwiedzać — ładnie podziękuję.

Ostatecznie jednak stwierdziłem, że nie poddam się tak łatwo i jeszcze chwilę pojadę – tak nie miałem co robić. Alternatywą do zwiedzania Bakoty było bezczynne siedzenie w Kamieńcu Podolskim i oczekiwanie na Głuchego. Retrospektywnie patrząc, była to wspaniała decyzja. Bakota okazała się małym rajem na ziemi w środku niczego.

Zwykle turyści przyjeżdżają do Bakoty, aby odwiedzić wspomniany wcześniej klasztor wydrążony wewnątrz naturalnej jaskini. Ja dojeżdżając do Bakoty, jako że nie miałem smartfona z nawigacją, zupełnie się zgubiłem i zamiast do klasztoru, trafiłem przez przypadek na przepiękny kemping nad wodą. Kiedy przyjechałem na kemping, miałem na sobie wzrok kilku zaciekawionych rybaków, którzy wyglądali, jakby przyjechali tu ze swoimi rodzinami na kilkudniowy biwak. Także mieli porozstawiane namioty wzdłuż wybrzeża, a tu i tam widać było dmuchane pontony rybackie i mnóstwo wędek i przynęt.

Jednego z rybaków zapytałem o podstawową logistykę kempingu (gdzie jest łazienka, gdzie woda pitna itd.) i w ten sposób poznałem Paszę i Saszę oraz ich rodziny. Opowiedzieli mi o okolicy — gdzie jest sklep, gdzie spacer i takie tam.

Moje obozowisko na kempingu w Bakocie.

Później wieczorem na kemping zajechała trójka młodych Ukraińców, Sasza, Masza i Maks. Cała trójka pochodziła z miasta Winnica. Spędziłem z nimi przemiły wieczór. Ja w końcu mogłem wypytać kogoś o nurtujące mnie pytania dotyczące Ukrainy. Oni pytali o stosunek Polaków do Ukraińców, moje życie na emigracji i o podróże. Doborowe towarzystwo.

Kamienna plaża w miejscowości Bakota na Ukrainie.
Plaża w Bakocie, na której spędziliśmy wieczór z Szaszą, Maszą i Maksem.

Dzień następny był jednym z najfajniejszych dni do tej pory w moich podróżach. Ale ciąg dalszy historii z Bakoty, zostawmy na później.

Dla tych, którzy potrzebują zachęty załączam widoki dnia następnego.

Losowość to piękna rzecz.

*Bardzo zabawnie się to czyta z perspektywy czasu. W drodze do Bułgarii miałem podjazd o długości 20 km i wzniosie ponad 1000 metrów. Podobnie było na górze Olimp. Daleko mi nadal do profesjonalisty, ale czasem czytając te stare wpisy, uświadamiam sobie, jak ogromny postęp zrobiłem w ciągu tych dwóch i pół miesiąca.


Trasa wspomniana w tym rozdziale:

Dokładną mapę oraz statystyki znajdziesz w powyższym linku.

1 komentarz do “Rozdział III: Bakota cz. 1

  1. Pingback: Rozdział IV: Bakota cz. 2 – Mateusz Andrulewicz blog

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s