W Bukareszcie mam 6 dni przerwy od jazdy. Niewiele zwiedzam, ale za to spędzam fantastyczny czas z ludźmi tutaj mieszkającymi. Znajduję ich przez grupy Facebookowe. Nauczył mnie tego w Bakocie bardziej doświadczony w te sprawy Sergiusz.
Jeden dzień spędzam u Oli i Klary na kanapie – dziękuję Wam bardzo za gościnę dziewczyny!! Ola i Klara poznają mnie ze swoją ekipą i zabierają na spacer po mieście. Wieczorem idziemy spróbować lokalnego jedzenia – jem mamałygę z bryndzą (biały ser jakby twaróg) i jajkiem sadzonym. Proste, ale pyszne. Następnie wracamy do mieszkania, gdzie popijamy palinkę przywiezioną z Bukowiny na północy Rumunii. Mocne to to strasznie. W Bukowinie znajdują się polskie wioski. Ludzie tam mieszkający mają taką jakby swoją gwarę, mieszankę rumuńskiego i polskiego.
Następnie z Bukaresztu udaję się na obrzeża Bukaresztu, gdzie odwiedzam kolegę Rumuna ze studiów. Tomer widząc mnie przed swoim domem mówi “that, my friend, is what we call a gypsy here in Romania”. Tomer i jego rodzice dają mi więcej, niż mógłbym sobie wymarzyć. Karmią mnie przepysznym jedzeniem i dają mi nawet własny pokój z ogromnym łóżkiem. Przez kolejne 5 dni u Tomera poznaję jego znajomych. W procesie jest wiele imprezowych okazji, ale ani razu nie tykam alkoholu, nawet jednego łyka piwa. Doceniam własny pokój i wygodne łóżko na tyle, że nie chcę robić nic, co miałoby negatywny wpływ na sen. Te 4 noce śpię, jakbym odsypiał całą wyprawę do tej pory. U Tomera zauważam też, że wewnątrz przy włączonych grzejnikach jest mi za gorąco. Moje ciało musiało się już zaadaptować do zimna. Ma to sens, bo będąc w trasie i śpiąc pod namiotem, jestem w zasadzie 24h na dobę na dworze.

W trakcie przejazdu z Odessy do Bukaresztu, który Wam tu opisywałem, mam sporo problemów z dętkami. Pomimo posiadania 4 dętek w sakwie, w zasadzie 3 z nich stają się bezużyteczne, bo przy napompowaniu ich do 3 atmosfer lub więcej, eksplodują mi w nich wentyle. Próbuję jakoś oszukać prawa fizyki i w dziwny sposób zatykać te wentyle, ale nic nie działa. Wtedy na Ukrainie miałem szczęście, że uratował mnie ten chłopak we wsi Orlivka. Teraz muszę jednak jakoś ten problem rozwiązać przed dalszą trasą. W Decathlonie w serwisie rowerowym testujemy z facetem najprostsze rozwiązanie – skręcamy wentyle bardzo mocno za pomocą cążków. Okazuje się, że to rozwiązuje problem i udaje mi się przywrócić wszystkie 3 dętki do stanu funkcjonalności. Zmusza mnie to do zakupu cążków, które kosztują 28 zł. Przy budżecie dziennym 30 zł jest to jeden dzień podróży. Trudno, zakup konieczny. Przy okazji wcześniej w Decathlonie kupuję dodatkową koszulkę rowerową co by mniej śmierdzieć.
Trasa wspomniana w tym rozdziale:
Dokładną mapę oraz statystyki znajdziesz w powyższym linku.