Rano długo zajmuje mi zebranie się. Decyduje się też zjeść porządne śniadanie jeszcze w namiocie, bo wczoraj pierwszy posiłek dnia spożywałem na mrozie pod sklepem i nie było to przyjemne. Zwijam kemping, a następnie wynoszę goły rower z haszczów na drogę, żeby nie przebić dętki na dobry początek dnia. Tu w Bułgarii zauważam wiele różnych rodzajów kolczastych roślin. Do tej pory to właśnie takie małe kolce były odpowiedzialne za całe 9 dziur zebranych w trakcie wyprawy. Czasem kolce są tak mikroskopijne, że ledwo można je wyciągnąć z opony bez użycia pęsety. Niosę więc rower nad głową i odstawiam go bezpiecznie na drogę. Następnie biegnę po sakwy i namiot.
Niosąc sakwy po jednej w każdej ręce, uświadamiam sobie, jak ciężka jest lewa sakwa w porównaniu do prawej. Lewa sakwa to ta, w której trzymam wszystkie losowe przedmioty i jedzenie. Prawa sakwa to ta, którą codziennie całą opróżniam, rozbijając kemping. To metoda pakowania wymyślona przez Głuchego. Znacznie skraca proces pakowania i rozkładania obozu.
Rower był przez ostatnie parę dni przeciążony jedzeniem. Mam tezę, że to właśnie dlatego czasem tak dziwnie zarzucało mi tyłem roweru. Nie byłem w stanie pompką ręczną stworzyć takiego ciśnienia w oponie, żeby ta mogła swobodnie utrzymać mój ciężar i ciężar sakw, i przy tym nie być kapciem.
Cieszę się, że już jestem w tych bułgarskich górach. W końcu, zamiast o nich rozmyślać, mogę się z nimi mierzyć, co przynosi ulgę. Tak już mam, że nie lubię, jak rzeczy nade mną wiszą, a o tych bułgarskich górach myślałem już, wyjeżdżając z Bukaresztu.

Dojeżdżam do Bełogradcziku, gdzie robię przerwę na zwiedzanie fortecy.

Nie pojechałem na tę wycieczkę w celach turystycznych i szczerze powiedziawszy niewiele turystycznych atrakcji „odhaczam” po drodze. Poznaję te kraje z innej perspektywy, tocząc się powoli przez ich różne rejony, obserwując zmieniające się krajobrazy i rozmawiając z lokalnymi ludźmi. Zwiedzanie miejsc, które są zaprojektowanymi pod odwiedzających doświadczeniami, staje się po prostu mało pociągające przy tych wszystkich przygodach. Forteca w Bełogradcziku jest jednak idealna, bo jest po drodze i jest przyjemną przerwą od jazdy. Po zwiedzeniu fortecy analizuję na Garminie dalszą drogę i decyduję się ominąć większość bułgarskiej trasy, która jest mocno zorientowana na zwiedzanie. Wsiadając na rower, kieruję się już stąd prosto na Sofię.

W okolicach godziny 16 zjeżdżam z trasy jeden kilometr, żeby kupić w pobliskiej wsi zapas wody na noc. Na wjeździe do wsi klasycznie atakuje mnie wataha psów. Tłumacząc im, żeby sobie poszły, słyszę po drugiej stronie grupkę ludzi, którzy świetnie się bawią, obserwując całą sytuację. Podchodzę i pytam po rosyjsku, czy jest we wsi jakiś kemping. Widziałem po drodze co jakiś czas znaki „кемпинг”, więc może i tu coś mają. Jeden z Bułgarów mówi po angielsku. Martin tłumaczy mi, że mogę się rozbić, gdziekolwiek chcę we wsi, np. pod sklepem spożywczym. Mówi, że wieś jest bezpieczna, szczególnie dziś – w Bułgarii dzisiaj są wybory prezydenckie i wszędzie jest policja. Dziękuję mu za radę i się żegnam. Przejeżdżam na rowerze 20 metrów, ale Martin dogania mnie samochodem. Opuszcza szybę pasażera i mówi „Follow me”. Jedziemy na sam koniec wsi, gdzie Martin wpuszcza mnie na ogrodzoną polankę. Pozwala mi rozpalić ognisko i pokazuje, skąd mogę wziąć drewno. Wykorzystuję jeszcze znajomość angielskiego Martina i pytam, czy w Bułgarii ludzie źle reaguję, kiedy zagaduje się ich po rosyjsku. Martin mówi, że absolutnie nie, i że w Bułgarii mogę pytać ludzi w każdym języku świata. Uprzedza jednak, że rosyjski będą znali raczej tylko ludzie powyżej czterdziestki. Młodych lepiej pytać po angielsku.
Nie udaje mi się rozpalić ogniska, bo wszystko jest mokre. Udaje mi się za to zrobić elegancką sałatkę z rukoli, pomidora, sera od Janiny i zamarzniętej oliwy z oliwek. Bezpieczny kemping gwarantuje też spokój ducha, który wykorzystuję, żeby trochę popisać w zeszycie.


Co więcej, udaje mi się naprawić moje przednie koło. Z powrotem oś koła pokrywa się z osią przedniego widelca. Żałuję, że nie przeczytałem instrukcji obsługi mojego roweru od deski do deski. Gdyby ktoś mnie teraz zapytał jak przygotować się do takiej wyprawy w kontekście wiedzy rowerowej, zasugerowałbym zrobić trzy rzeczy: a) nauczyć się wymieniać i łatać dętkę na przednim i tylnym kole; b) nauczyć się smarować i czyścić łańcuch; c) przeczytać instrukcję obsługi swojego roweru.*
*Kiedy dojechałem już do Aten i udałem się do kameralnego serwisu rowerowego w celu ewaluacji stanu roweru, moje domniemania przedstawione w tym tekście się sprawdziły. Rzeczywiście kiedy zakłada się koło na rower, nie powinno się tego robić z rowerem odwróconym do góry nogami. Możemy wtedy krzywo założyć koło. Przy zakładaniu koła powinno ono być obciążone ciężarem roweru, żeby wszystko się tam odpowiednio ułożyło i docisnęło.
Trasa wspomniana w tym rozdziale:
Dokładną mapę oraz statystyki znajdziesz w powyższym linku.