Planowanie tras ewoluowało znacząco na tej wycieczce ze względu na mój absolutny brak kolarskiego doświadczenia przed rozpoczęciem jazdy. Przejazd z Wrocławia do Aten był moją pierwszą wyprawę rowerową. Wcześniej najwięcej ile przejechałem na raz to 60 km. Miałem tylko miesiąc czasu na przygotowania, więc nie były one ekstensywne. Poza przeczytaniem paru blogów i dwóch rozmów z bardziej doświadczonymi rowerzystami (patrz wątek o przygotowaniach w FAQ), nie wiedziałem nic o planowaniu tras, startowałem z absolutnego zera. Tym bardziej ciekawa powinna być wspomniana ewolucja – zobaczycie jak powoli się uczyłem i doskonaliłem ten poniekąd najważniejszy element wyprawy, a przy tym mam nadzieję, że nauczycie się na moich błędach.
Etap 1: Nie muszę planować dokładnych tras, bo mam telefon
Wyruszając z Wrocławia, wyruszałem z Głuchym, który poświęcił się i wziął ze sobą smartfona. Pomysł na planowanie tras mieliśmy na początku prosty:
- W Garmin Connect przygotujemy byle jaką trasę z punktu A do punktu B
- Następnie wyślemy trasę z Garmin Connect na zegarek Garmina, który był znacznie bardziej energooszczędny od smartfona i poza większymi miastami nawigował w przejrzysty sposób
- Jeśli już jadąc, trasa okaże się z jakiegoś powodu nieodpowiednia (nawierzchnia, teren prywatny itp.) lub jeśli zgubimy się w dużym mieście na naszej drodze, zrezygnujemy z nawigacji w zegarku, włączymy smartfona Głuchego i będziemy na bieżąco szukać lepszej drogi
Wyjeżdżaliśmy więc z (jak się później okazało fałszywym) założeniem, że jeżeli coś pójdzie nie tak z nawigacją, naszym planem B będzie smartfon Głuchego. Nie braliśmy pod uwagę, że założenie to może być z jakiegoś powodu fałszywe, i dlatego zrobiliśmy trasy na szybko, nie sprawdzając przy tym jak ruchliwe będą to drogi, jaka tam będzie nawierzchnia itd.
System ten sprawdził się o dziwo bardzo dobrze na początku wyprawy. Podejrzewam, że to dlatego, że w Polsce Garmin ma wystarczająco danych o rowerowo-biegowej popularności różnych ścieżek, dróżek, ulic i dróg, aby zaproponować sensowną trasę z punktu A do punktu B, którą przetarli już wielokrotnie inni rowerzyści.

Kiedy tylko przekroczyłem granicę z Ukrainą, już sam ze względu na kontuzję Głuchego, zaczęły się komplikacje. Mapa Garmina prowadziła mnie po drogach, które nie istniały, albo istniały kiedyś, ale teraz był tam gęsty piach lub las tak gęsty, że zamiast jechać, przebijałem się z rowerem przez gęstwiny krzaków, momentami zapadając się stopą w bagnie. Nie byłem jeszcze wtedy wystarczająco sprawny w obsłudze nawigacji zegarka, żeby samemu znawigować się na podstawie samej mapy. Przeżyłem przez to jeden trudny dzień i to wystarczyło, żebym zaczął szukać lepszego rozwiązania.
W ten sposób już na Ukrainie przeszliśmy do etapu drugiego planowania tras.
Etap 2: Google Maps > Unikaj autostrad
Drugi etap sprowadzał się do dwóch kroków, dokładnie jak w tytule.
- Dodaję punkty A i B w Google Maps i odhaczamy kwadracik Unikaj autostrad. Google Maps oferuje mi wtedy trasę samochodową, która nie prowadzi przez autostrady, na które rowerzyści (w teorii przynajmniej) nie mają wstępu
- Mam już gotową trasę. Chcę ją teraz jakoś przerzucić na mój zegarek Garmina. Wchodzę więc na stronę mapstogpx.com, która pozwala mi zamienić trasę w Google Maps na plik GPX
- Wklejam link do udostępnienia trasy z Google Mapsa i po chwili pobieram gotowy plik GPX
- Następnie tworzę nowy kurs (nową trasę) i importuję plik GPX do Garmin Connect. Nowy kurs wysyłam na urządzenie
Gotowe – mam na zegarku trasę prowadzącą drogami, po których rower może jeździć.

Popatrzmy teraz, czego można się spodziewać po trasach w ten sposób przygotowanych.
Zalety
- Najkrótsza trasa. Google Maps pokaże najkrótszą (pod względem dystansu i czasu) trasę z punktu A do B
- Szybkie planowanie. Tą metodą jesteśmy w stanie zaplanować duży dystans w zaledwie parę minut. Jeśli chcemy pociąć całą trasę na krótsze odcinki, zajmie nam to chwilę dłużej, ale nadal powinniśmy w pół godziny być w stanie zaplanować cały przejazd z Polski do Turcji, co jest imponującym wynikiem. Dla mnie to miało duże znaczenie, bo planować kolejne odcinki tras mogłem jedynie przy komputerze w bibliotekach publicznych
- Aktualne informacje dotyczące dróg. Jeśli jakiekolwiek drogi są zamknięte lub w remoncie, Google Maps będzie miał bieżące informacje i nie poprowadzi nas nimi
- Infrastruktura daje komfort psychiczny i pozwala skupić się na jeździe. Możemy raczej założyć, że korzystając z Google Mapsa będziemy jechać popularnymi drogami, którymi jeżdżą samochody. Zwykle na ruchliwych drogach nie ma psów i jest więcej sklepów spożywczych. W moim przypadku te dwa elementy dawały mi duży komfort jazdy. Nie musiałem się niczym martwić, dzięki czemu koncentrowałem się wyłącznie na pedałowaniu i pokonywałem większe dystanse (np. 197 km do Saloników, jechałem wtedy po greckiej autostradzie, świetnie się pedałowało, patrz ta historia)
Wady
- Brak pewności, jaka będzie wskazana droga. Skutki tej metody będą bardzo różne w zależności od kraju, a nawet konkretnego regionu kraju, w którym się znajdujemy. Google Maps może poprowadzić nas spokojną, opustoszałą drogą, ale równie dobrze możemy wylądować na drodze krajowej z limitem prędkości 110 km/h lub na drodze, która prowadzi do popularnego wśród TIRów przejścia granicznego, gdzie ciągle będziemy mijani przez „dużych braci”. Jeżeli nie wiemy nic o kraju, nie będziemy w stanie spojrzeć na zaproponowaną trasę i przewidzieć jaka droga nam się trafi. Efekt będzie więc totalną loterią
- Google Maps nie pokazuje przewyższeń. Przynajmniej w wersji przeglądarkowej. Musiałem więc najpierw zaimportować trasę do Garmina, żeby móc porównać różne trasy pod względem przewyższenia. Może to znacznie wydłużyć proces planowania. Miałem ten problem, kiedy z Bułgarii chciałem dotrzeć do Grecji, robiąc przy tym jak najmniejsze przewyższenie, aby uniknąć zimnych już o tej porze roku wysokich gór
- Duża szansa, że trafimy na ruchliwą drogę. Często unikając autostrad, dostaniemy propozycję jazdy drogą ekspresową lub krajową. W Rumunii czy w Grecji bardzo często jeździłem też starymi autostradami. Na tych drogach będą samochody, a limity prędkości będą wynosiły między 80 a 110 km/h. Jeżeli nie jest się przyzwyczajonym do takiej jazdy, szczególnie a początku takie drogi mogą być nieprzyjemne. Ja się szybko przyzwyczaiłem
- Nawet jeśli droga będzie spokojna, nie będzie to mała wiejska droga. Przez taką Google Maps by nas nigdy nie pokierował, bo na małych wiejskich drogach jest wiele limitów prędkości. Jedyny wyjątek od tej reguły będzie miał miejsce, kiedy znajdziemy się w części kraju, gdzie po prostu jest tylko jedna droga z punktu A do punktu B. Taką sytuację miałem np. na zachodzie Rumunii, kiedy jechałem do granicy z Bułgarią – była tam tylko jedna, spokojna, wiejska droga prowadząca do Calafatu na granicy. Jedyną alternatywą do tej drogi była autostrada.
Niestety ponawia się kwestia z punktu pierwszego – bez znajomości kraju nie będziemy w stanie tego przewidzieć - Trasa nie będzie trasą turystyczną. To będzie po prostu trasa, która dowiezie nas z A do B. Czy coś przy tym przejeździe zobaczymy? Nie wiadomo, zależy jaka droga się trafi. Jeżeli jedziemy, wyłącznie po to, żeby przejechać, to nie jest wada. Jeżeli chcemy zrobić sobie przy okazji przyjazdu wycieczkę krajoznawczą, na niektórych z zaproponowanych dróg (jeśli nie na większości) będziemy rozczarowani. To nie asfalt i barierki pozwalają nam odkryć kraj od podszewki, a właśnie malutkie wioski, krajobrazy, psy pasterskie i brak sklepów. Coś za coś
Finalny werdykt: metoda jest odpowiednia, jeśli chcemy pokonywać duży dystans dzienny, zależy nam na sprawnym poruszaniu się do przodu i jesteśmy przyzwyczajeni do ruchliwych dróg. Metoda nie jest odpowiednia dla spokojnej jazdy turystycznej.
Etap 3: Komoot
To finalny etap ewolucji planowania tras, przynajmniej na chwilę obecną. Komoot został mi polecony przez bardzo doświadczonego rowerzystę poznanego w Grecji (tutaj częściowo opisałem tę znajomość). Ta metoda planowania tras jest dla mnie nowa. Użyłem jej dopiero dla ostatnich 400 km mojej wyprawy to jest z Kalampaki do Kala Nera, a następnie z Kala Nera do Aten (trzy odcinki: pierwszy, drugi, trzeci). Podlinkowane trasy to w większości właśnie dzieło Komoota.
Aby w pełni korzystać z Komoota, należy wykupić dostęp do map dla całego świata lub dla wybranego regionu. Dostęp do map całego świata kosztował mnie 30 euro. Przetestowałem trasy generowane przez Komoot dotychczas jedynie na wspomnianych 400 km. Wstępnie jestem zadowolony.
Zauważyłem już przy pierwszych testach, że duży wpływ na zaproponowaną trasę będzie miał wybór profilu jazdy.
Jeśli jako profil jazdy wybierzemy rower touringowy, Komoot zaproponuje trasy offroadowe. Miałem sytuację, gdzie ten offroad był niepotrzebny i czułem jakby był to offroad dla offroadu. Jechałem obok świetnej asfaltowej droga, ale Komoot prowadził mnie wzdłuż niej po ubłoconym skrawku ziemi, gdzie w pewnym momencie musiałem przebijać się na rowerze przez mały strumień. To było zbędne – przyjemniej i szybciej byłoby jechać po asfalcie, co ostatecznie zrobiłem. Były też jednak momenty, gdzie różnice offroad vs asfalt były znaczące i trasa zaproponowana przez Komoot przykładowo przecinała teren i zmniejszała całkowity dystans, albo prowadziła przez bardziej malownicze okolice.
Przy wyborze profilu jazdy rowerem szosowym Komoot zaproponuje asfaltowe drogi. Zbyt mało używałem tej aplikacji, żeby potwierdzić na 100% jej skuteczność, ale jedna z tras wygenerowanych przez Komoot (Kastraki – Kala Nera) była fantastyczna – jechałem drogami, które na Google Maps widzi się jako białe, ale nadal wszystko było asfaltowe. Trasa prowadziła przez malutkie wioski i czułem, że zwiedzam, równocześnie nie płacąc za to zwiedzanie jazdą po błocie i szutrowych drogach. Momentami droga była mocno opustoszała, więc miała miejsce odwrotność tego co pisałem wypisując wady Etapu 2 – było na drodze dużo psów i mało sklepów. Widoki za to były nieziemskie, powietrze znacznie lepsze i nie mijały mnie prawie żadne samochody.
Po przejechaniu dalszych części wyprawy zaktualizuję ten wpis o kolejne doświadczenia z tą metodą. Zobaczymy czy planowanie tras będzie ewoluowało dalej, czy ograniczy się do używania Komoot.
PS Choćbym bardzo chciał, Komoot niestety nie sponsoruje tego posta. Polecam, więc ze względu na osobiste pozytywne doświadczenia. Nie dostaję nic w zamian za polecenie.
Planowanie tras idąc dalej
Mój proces planowania kolejnych tras będzie teraz wyglądał następująco:
- Identyfikacja miast/wsi/atrakcji turystycznych/parków narodowych, przez które chcę przejechać w danym kraju. Nawet jeżeli tych punktów będzie niewiele, bo nie chcę robić nadmiernego rozeznania i wolę pozostawić zwiedzanie przypadkowi, nawet 2 lub 3 miejsca nadadzą mojemu pedałowaniu konkretny kierunek
- Stworzenie trasy prowadzącej przez zidentyfikowane miejsca w Google Maps i w Komoot. Korzystam więc z obu metod, tej opisanej w Etapie 2 i tej z Etapu 3
- Wysłanie obu tras na zegarek Garmina. W razie gdybym wolał jechać bliżej infrastruktury wybieram trasę z Google Mapsa. Jeśli nie straszne mi psy i chcę mieć spokój i ładne widoki, wybieram trasę z Komoot
Przypomnijmy sobie, jak wyglądał Etap 1 tej ewolucji, a zobaczymy, że finalny efekt, na którym teraz się zatrzymałem, znacznie różni się od początkowego zamysłu. Główna różnica polega na tym, że teraz z góry zakładam, że nie będę miał dostępu do smartfona. Nie ma więc planu B – plan A musi się sprawdzić, a jeśli nie, jestem zdany na znaki i wskazówki miejscowych.