Życie na trasie

Gdzie nocujesz?

Większość czasu na trasie śpię w namiocie w przydrożnym lesie. Staram się schować najlepiej jak to możliwe i staram się być z dala od ludzi, a co za tym idzie, z dala od psów.

Alternatywą do spania na dziko, z której korzystałem w Rumunii, jest pytanie w kościołach lub cerkwiach, czy nie mógłbym rozłożyć namiotu na ich podwórku. Często w tych mniejszych wsiach parafia będzie składała się z kościoła, bezpośrednio obok którego będzie znajdował się dom urzędującego księdza. Nawet więc jeśli kościół będzie już zamknięty, ksiądz powinien nadal być w okolicy. Na terenie kościoła ma się pewność, że nic w nocy się nie stanie. W Rumunii nie odmówiono mi ani razu – nie spędziłem w tym kraju ani jednej nocy śpiąc na dziko.

Raz zapytałem, czy mógłbym rozbić namiot na terenie klasztoru. To był wyjątkowy nocleg, bo ksiądz, z którym rozmawiałem, załatwił mi u swojego szefa osobny pokój z ogrzewaniem, łóżkiem i łazienką. Luksus. Tę historię możesz przeczytać w Rozdziale XII. W Bułgarii próbowałem jeszcze raz wprosić się do klasztoru, ale zostałem pogoniony (patrz Rozdział XIV). Nie zawsze więc zadziała.

Na trasie jest jeszcze jeden wariant noclegu, według mnie najtrudniejszy – można pod koniec dnia jazdy chodzić po wsi i pytać, czy ktoś by Cię nie przyjął lub, czy nie mógłbyś rozłożyć namiotu u kogoś na ogródku. Ten wariant wymaga już pewnej finezji i translatora, lub przynajmniej kartki z napisem tłumaczącym, o co Ci chodzi, aby lokalni ludzie mogli zrozumieć pytanie. Udało mi się to tylko raz, w Grecji (Rozdział XXIV), ale podejrzewam, że gdybym poświęcał na to więcej czasu, udawałoby się częściej. Ten wariant wymaga wygospodarowania sobie przynajmniej godziny na koniec dnia wyłącznie na chodzenie po wsi i szukanie noclegu.

W dużych miastach śpię w hostelach lub u osób, z którymi wcześniej się skontaktowałem, i które zgodziły się przenocować mnie na swojej kanapie. Zwykle te osoby to albo znajomi, albo ludzie, których znajduję przez grupy na Facebooku. Jeszcze zanim wjadę do danego kraju, piszę o swojej wyprawie na grupach ekspatów i grupach Polaków mieszkających w danym kraju oraz w danym mieście. Zwykle mam dość dobry odzew i udaje się załatwić w ten sposób przynajmniej jeden nocleg per kraj. Lubię bardzo nocować u tych ludzi, bo to tak, jakby zapraszali mnie do swojej małej bańki na jedną lub dwie noce – poznaję zwykle ich grono znajomych, a czasem nawet i ich rodziny. Widzę ich rutynę, widzę, jak organizują sobie życie. Dodatkowo dowiaduję się od nich całego mnóstwa rzeczy o kraju, w którym jestem, a w którym oni na co dzień mieszkają.

Czy nie jest Ci zimno w nocy?

Pomimo tego, że w Części I wyprawy (Wrocław – Ateny) jechałem przez jesienno-zimową Europę, w nocy podczas snu nie było mi zimno, ponieważ miałem odpowiednio przystosowany śpiwór (dokładny model: Fjord Nansen Kjolen). Każdy śpiwór będzie miał podane trzy parametry: temperatura komfort, temperatura limit i temperatura ekstremalna. Pamiętajmy, że punktem wyjściowym w tych parametrach jest spanie w samych majtkach. Czyli jeżeli temperatura komfort mojego śpiwory to 3°C, będę mógł w tej temperaturze komfortowo spać w samej bieliźnie. Mój śpiwór miał następujące parametry: komfort: 3°C; limit: -2°C; ekstremalna: -16°C. W Rumunii i Bułgarii zdarzały się już w nocy ujemne temperatury. Musiałem wtedy spać w większej ilości warstw.

Jeździłeś po Europie od października do grudnia. Czy nie było Ci zimno w trakcie jazdy?

Dokładnie w ten sam sposób zarządzałem temperaturą w trakcie jazdy. Miałem dostępnych pod ręką bardzo dużo warstw (dokładną listę sprzętu i kosztorys znajdziesz tutaj). Oprócz ubrań kolarskich, które same w sobie gwarantowały mi trzy warianty jazdy, miałem jeszcze bieliznę termoaktywną i na wypadek gdyby było naprawdę zimno, ubrania obozowe. Nigdy nie wykorzystałem w trakcie jazdy wszystkich dostępnych warstw. Były dwa dni, kiedy jechałem we wszystkich warstwach ubrań kolarskich i dodatkowo musiałem założyć na nogi spodnie termoaktywne. Bluzy termoaktywnej nie założyłem ani razu w trakcie jazdy. Raz trafił mi się wyjątkowo mroźny poranek, więc przez godzinę jechałem w kurtce obozowej.

Warstwy na rowerze są kluczowe, bo pogoda w ciągu dnia jest zmienna. W przypadku mojej wyprawy zwykle około godziny 10 lub 11 słońce przebijało się przez mgłę, lub było na tyle wysoko, że robiło się znacznie cieplej niż o poranku. Wtedy się rozbierałem z porannego skafandra – ściągałem kurtkę rowerową, ściągałem jedną warstwę rękawiczek.

Ile kilometrów dziennie przejeżdżasz? Ile czasu dziennie spędzasz na rowerze?

Statystyki odpowiadające na tego typu pytania znajdziesz w tym podsumowaniu, lub jeśli wolisz same liczby, w tym arkuszu.

Czy jeździsz po spokojnych drogach, czy po bardziej ruchliwych? Czy zdarzyło Ci się jechać po autostradzie?

Przy tym pytaniu pytający mają często błędne wyobrażenie mojej wycieczki.

Na takiej wyprawie trzeba się przyzwyczaić do jazdy po bardzo ruchliwych drogach. Nawet jeśli większość wyprawy będzie jeździło się po wiejskich, sielankowych drogach, zwykle na wjeździe do miast będzie trzeba poruszać się albo po zakorkowanych ulicach, albo w ogóle po drogach ekspresowych (tzw. wylotówki). W zasadzie w każdym dużym mieście (Kiszyniów, Tiraspol, Bukareszt, Saloniki, Ateny), może oprócz Lwowa i Sofii, jechałem po tego typu drodze z trzema czy nawet czterema pasami i samochodami mijającymi mnie z prędkościami wyższymi niż 60 km/h. Wjeżdżając do miast, jest to raczej nieuniknione. Niektóre miasta jak Ateny czy Stambuł, słyną ze swych wylotówek wśród podróżników rowerowych – niestety raczej można nazwać to złą sławą.

Jeśli chodzi o drogi poza miastami, dużo będzie zależało od sposobu nawigowania oraz planowania tras. Ogółem możliwa jest jazda po spokojnych wiejskich drogach, tylko trzeba wiedzieć, jak takie drogi rozpoznać na mapie, lub mieć dobrą apkę do nawigacji konkretnie pod rower, lub wędrówki piesze.

Z mojego doświadczenia jeżeli chce się pokonać jak największy dystans jak najszybciej, lepiej jest jechać ruchliwą drogą krajową, ekspresową, lub nawet autostradą (patrz historia z wjazdu do Grecji). Te drogi mogą być czasem dłuższe niż starsze, mniej ruchliwy trasy, ale za to: a) często mają mniejsze nachylenie, bo są np. poprowadzone doliną między górami; b) łatwiej jest na nich nawigować, bo są dobrze oznakowane; c) wokół takich dróg raczej łatwo znaleźć duży sklep spożywczy; i d) zwykle na takich drogach nie ma psów, co pozwala skupić się całkowicie na jeździe.

Drugi wariant, czyli drogi spokojne, jest znacznie lepszy jeśli zależy nam na widokach i poznawaniu kraju. Przykładowo w Grecji, pomimo tego, że byłem w kraju już ponad tydzień, dopiero kiedy przejechałem 150 km wiejskimi drogami, poczułem, że zwiedzam. Należy jednak pamiętać, że za drogi spokojne, płaci się cenę. Tą ceną mogą być psy, których na wiejskich drogach będzie znacznie więcej. Tą ceną będzie brak sklepów spożywczych po drodze. Tą ceną będzie momentami niepokojące poczucie samotności na drodze oddalonej od większych miejscowości. Bywały dni kiedy dla mojej psychiki cena ta była za wysoka, i pomimo możliwości pojechania taką trasą, wolałem jechać bardziej ruchliwą drogą, ale przynajmniej mieć spokój, który umożliwiał mi pełną koncentrację na jeździe.

Ja jeździłem głównymi drogami przez większość mojej podróży z Wrocławia do Aten. Niespecjalnie miałem jednak jakikolwiek wybór. Nie miałem smartfona, więc nie miałem nawigacji. Łatwiej było mi jeździć po głównych, dobrze oznakowanych drogach. Dodatkowo przez to, że byłem sam, jazda po bardziej ruchliwej drodze dawała mi swego rodzaju poczucie bezpieczeństwa – było mniej psów, częściej były sklepy spożywcze, a gdyby coś się stało, zawsze mógłbym po prostu zatrzymać samochód i poprosić o pomoc lub łapać stopa. Trasy po ruchliwych drogach były też znacznie łatwiejsze i szybsze do zaplanowania i wysłania na mój zegarek Garmina (patrz Etap 1 we wpisie o planowaniu tras).

Podejrzewam, że gdybym jechał tę samą trasę teraz, miałbym znacznie mniej takich ruchliwych dróg, nawet jadąc bez smartfona, ponieważ mój proces planowania tras przeszedł niemałą ewolucję.

Czy nie jedziesz bardzo wolno z tym całym bagażem?

O dziwo nie. Bardzo się tego obawiałem, kiedy czytałem na internecie porównania bikepackingu z sakwiarstwem. Średnia prędkość na tych 4 tysiącach kilometrów, które do tej pory zrobiłem, wyniosła 19.5 km/h. Jeśli spojrzysz na statystyki dla poszczególnych przejazdów, zobaczysz, że miałem wiele dni, kiedy średnia dzienna wyniosła powyżej 20 km/h.

Sakwy najbardziej odczuwa się, kiedy jedzie się pod górę. Wtedy rzeczywiście im się jest lżejszym, tym łatwiej będzie się wspinało. Na płaskiej drodze nadal można porządnie się rozpędzić. Z górki większe obciążenie pomaga.

Przestrzegam jednak przed pakowanie zbyt dużo, a konkretniej zbyt ciężko. Zauważyłem podczas mojej wyprawy, że nawet niewielka różnica w wadze będzie miała ogromny wpływ na komfort jazdy. Miałem na Rumunii sytuacje, w których byłem obdarowywany słoikami z jedzeniem (patrz Rozdział XV). Było bardzo smacznie, ale poczułem to szkło w nogach. Kiedy przejadłem się przez nie wszystkie i opróżniłem sakwy ze wszystkich słoików, różnica była znacząca.

Czy masz dużo bagażu?

Mam dwie sakwy Crosso Dry o 30 litrów każda i jedną trójkątną sakwę Sport Arsenal SNC Art. 515 o objętości 3,8 L w ramie roweru. Oprócz sakw mam jeszcze namiot przypięty do bagażnika za pomocą elastycznych linek namiot. Powiedziałbym, że jak na tak długą podróż po tylu krajach to nie jest to dużo bagażu, natomiast jak na podróż rowerem, to na pewno jest to więcej niż gdybym jechał w formacie bikepackingowym. Jeśli popatrzysz na listę rzeczy, które spakowałem, zobaczysz, że jest ich wiele, ale większość z nich to drobne pierdółki.

Jestem zadowolony z obecnej konfiguracji. Nauczyłem się już rozkładać przedmioty w sakwach, dzięki czemu jeśli dobrze się spakuję, wykorzystuję 100% przestrzeni wewnątrz sakw.

Na Turcję i Afrykę będę kupował jeszcze jedną sakwę pod kierownicę. Sakwa ta będzie na co dzień pusta i będę ją zapełniał wyłącznie jedzeniem na zapas w przypadku dłuższych przejazdów przez odludzia. A jeśli to się nie sprawdzi, włożę do niej śpiwór lub matę do spania, dzięki czemu odblokuje się trochę miejsca na jedzenie w tylnych sakwach.

Czy jeździsz w deszczu i/lub po zmroku?

Staram się nie jeździć w takich warunkach, ale mimo wszystko nastawiam się na najgorsze i podczas przygotowań na Afrykę, zakładam, że będę jeździł i w deszczu i po zmroku (patrz Jakie błędy popełniłeś, przygotowując się do wyprawy?).